Duńskie węgorze

W specjalnych styropianowych opakowaniach przyjechały samochodem prosto Danii. Nie są duże, bo mają około 20 centymetrów długości i ważą zaledwie 10 gram. To jednak nie jest już tak zwany węgorz montee, ale większy narybek podchowany.

Kiedy rozmawiałem z ichtiologiem Okręgu Polskiego Związku wędkarskiego Łukaszem Potkańskim powiedział mi, że od rana razem z Rafałem Jurkowskim małe węgorzyki  wpuścili już między innymi do jezior Lechickiego, Morzycka, Sierakowskiego, Kołczewo, Liwii Łużej czy Ostrowie. W sumie do kilkudziesięciu wód naszego Okręgu. My spotkaliśmy się przy Dziewokliczu od strony Odry Zachodniej. Tego dnia do jezior i rzeki trafiło 336 kilogramów tych wartościowych i ciekawych ryb. Wydaje się może, że to trochę mało, ale jeśli policzymy sztuki to okaże się, że będzie ich około 33 tysięcy. Niestety przy zarybianiach trzeba pamiętać, że przeżywalność wpuszczanych narybków sięga około 20 procent. Tak też będzie i z węgorzami zanim osiągną swój wiek dojrzały i rozpocznie półtoraroczną wędrówkę do Morza Sargassowego. Tam na głębokości nawet do tysiąca metrów rozpocznie się tarło, po którym dorosłe osobniki giną. W naszych wodach te, które przeżyją będziemy mogli łowić dopiero po kilku latach. Muszą mieć, bowiem co najmniej 60 centymetrów długości. Gdyby nie zarybianie – węgorze, które i tak objęte są częściową ochroną, jako gatunek zagrożony wyginięciem prawdopodobnie znikłyby z naszych wód i to bardzo szybko. Na Dziewokliczu podobnie jak było to nad jeziorami ichtiologom pomagali wędkarze. W tym przypadku był z nami Prezes Koła PZW „Agryf” Szczecin Ryszard Kicio. Jak sam przyznał – nie była to pierwsza, ani ostatnia pomoc. Już w październiku będą zarybiali karasiami i linami, które podobnie, jak przy węgorzach wesprą częścią swoich składek.