Raz słońce, raz deszcz, a jeszcze chwilami grzmi i mocno wieje. Jeśli ktoś po kiepskiej pogodowo wiośnie, z równie kapryśną aurą oczekiwał że od czerwca zaczną się już dobre warunki do wędkowania – to się mocno się przeliczył. Generalnie przy tak zmiennych warunkach i dużych skokach ciśnienia ryby są kapryśne i często jeśli już żerują to słabo.
Tak też było w ostatni, sobotni poranek kiedy wybrałem się z aparatem na Dziewoklicz, Kanał Odyńca i nad Cegielinkę. Nie z każdym udało mi się porozmawiać, ale większość spotkanych wędkarzy nie kryła rozgoryczenia. „Rzucam już od godziny i nic”. „Od 5 rano siedzę i spławik ani drgnie. Podsypałem zanętę, ale nawet złamanej płotki nie widać.” Sto metrów dalej zobaczyłem wędkarza i wiadro, w których pluskały się płotki i krąpie. Ale…” tydzień temu złowiłem leszcza, takiego ze 3 kilo, ale dziś sama drobnica”. Skoro na Odyńcu tak kiepsko, to pojechałem na Cegielinkę. I tam wędkarzy nie brakowało, ale efekty były bardzo podobne. Brań niewiele, a jeszcze nasłuchałem się narzekań na nasz Okręg Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie , że mało zarybia i stąd takie puste przebiegi nad wodą. Nie pomogło tłumaczenie, że bardzo duże ilości różnych gatunków ryb ichtiolodzy z PZW od lat wpuszczają nie tylko do Odry, że sam byłem tego świadkiem. „Ryb jest mało i dlatego nie biorą.” To był główny argument. Tylko nieliczni przyznali mi rację, że przy tak zmiennej aurze i słabych braniach obowiązuje zasada, w myśl której im dłużej przybywasz nad wodą, im jesteś bardziej cierpliwy, tym masz więcej szans na złowienie czegoś większego.
Nad Cegielinką jeden z miłośników kija powiedział mi, że wyciągnął z wody ośmiokilogramowego suma. To co, są te ryby, czy ich nie ma?
Z pogodą nikt jeszcze nie wygrał. Musimy być dobrej myśli. Mamy przecież przed sobą jeszcze niemal całą drugą połowię roku. Może więc na przykład we wrześniu czy październiku ryby zabiorą się do lepszego żerowania?