Zarybiamy jaziem

Trochę mało precyzyjnie się wyraziłem, bo przecież na przykład ja nie zarybiałem, choć przyznam z satysfakcją, że byłem przy nim obecny od początku do końca.

W ubiegłym tygodniu na goleniowskich stawach, które są częścią Ośrodka Hodowlano Zarybieniowego Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego w Szczecinie spotkałem się jego kierownikiem Marcinem Klupsiem, ichtiologiem Okręgu Łukaszem Potkańskim i szefem naszej szczecińskiej Straży Rybackiej – Rafałem Jurkowskim. Najpierw ze stawu do dużej siatki, a później do balii i specjalnego zbiornika umieszczonego na samochodzie załadowano około 10 tysięcy sztuk małych jazi. Małych rzeczywiście po ważących mnie więcej jeden gram. To oznacza, że w sumie do zbiornika trafiło około dziesięciu tysięcy sztuk rybek. Marcina Klupsia zapytałem jeszcze przed wyjazdem o to, czy na wylęgarni są jeszcze jakieś obsady? Okazuje się, że już nic tam nie ma. Sama wylęgarnia wypoczywa. Lato to czas na remonty i prace agrarne na pobliskim zbiorniku dostarczającym wodę do aparatów kalifornijskich i słoje Weissa. Na stawach natomiast pozostają do wywiezienia jeszcze tylko bolenie. No, ale czas wyruszyć do miejsca gdzie wypuszczone zostanę wspomniane już jazie. Rafał Jurkowski zapewnił mnie, że małe ryby przewożone są w kontrolowanym środowisku. Woda podczas transportu jest cały czas natleniana. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na nizinny odcinek Iny w pobliżu Stargardu. Okazało się, że rzeczywiście. Rybki przetrwały tę podróż w dobrej kondycji i trafiły do wody. Łukasz Potkański powiedział mi, ze 15 – 20 procent z nich powinno dorosnąć i odbyć tarło. To niezbyt dużo, ale jeśli pomyślimy, że około dwóch tysięcy jazi będzie mogło się rozrodzić i rozmnożyć, to ten rachunek nie będzie już taki smutny.