Jeszcze nie wybrzmiały do końca sylwestrowe grania, a oni już pojawili się z kijami nad wodą. To taka wędkarska tradycja. Pierwszego dnia roku na pomorskich rzekach rozpoczyna się sezon połowu troci. Tak było i dziś nad Iną w pobliżu i w samym Goleniowie, ale też nad Regą czy Gowienicą. Ilu nas było? Tego chyba nikt nie policzył, ale z pewnością można liczyć w setkach.
Pogoda na dodatek dopisała, bo na głowę nic nie kapało. Trudno się, więc dziwić, że na brzegach rzek zjawiło się nas aż tylu. Warto też zwrócić uwagę na to, że przyjeżdżają do nas na trocie koledzy z całej Polski. Sam miałem okazję porozmawiać z mieszkańcem Mazowsza – jak się okazało kiedy go zapytałem skąd przyjechał. Powiedział, że przejechał ponad 600 kilometrów, noc przespał i od rana w niedzielę zaczyna wędkowanie. Przyjeżdżają oczywiście i z innych miast choćby z Krakowa czy Wrocławia, ale i z naszego regionu. Kolega z Wałcza na przykład złowił ładną troć, ale ponieważ nie był pewny, czy to przypadkiem nie łosoś to wypuścił ją do wody. Inny przyjechał nad Inę – uwaga – z Trzebiatowa i w pod Goleniowem złowił swoją pierwszą troć w życiu – z Iny, wszystkie z innych lat były oczywiście z Regi. Ryb w sumie było sporo. Łowiono je na gumy, blaszki, obrotówki i woblery. Nad Regą nie byłem, ale mam informację, że tam rozpoczęcie sezonu wypadło bardzo okazale i złowiono dużo ryb. 1 stycznia łowiono nie tylko trocie! Były też, co najmniej 3 łososie (musiały wrócić do wody). Największa ryba – uwaga – sięgała ośmiu kilogramów! Nad Iną w Goleniowie widziałem też strażników rybackich. I bardzo dobrze. Nikt nikogo o kłusowanie nie posądza, ale kontrolować trzeba w myśl zasady, że lepiej chuchać na zimne. Planowałem i ja zabrać ze sobą wędki, ale niestety zrezygnowałem. Dwie sroki za ogon to zbyt dużo. Po bezkrwawych łowach w pierwszym dniu Nowego Roku, innym razem wybiorę się nad wodę już z wędką.