Na niebie pojawiało się od czasu do czasu kilka niegroźnych chmurek. Wiatr delikatnie marszczył powierzchnię wody a wysokie słońce grzało naprawdę mocno. Trudno się dziwić skoro to niemal dokładnie środek wakacji. Wziąłem aparat i kamerę. Na miejsce mojej „zasiadki” wybrałem Odrę w pobliżu Wyspy Puckiej i łowiska „kamienie” na obwodzie wędkarskim nr 5 Okręgu PZW w Szczecinie. Chciałem zobaczyć jak z taką upalną aurą radzą sobie ryby i wędkarze.
Wcale się nie zdziwiłem, że tych ostatnich było, jak na lekarstwo. Przy takiej „żarówie” to nie ma, czego szukać – mówili. Specjalnego apetytu nie mają nawet małe płotki czy krąpie, a co dopiero mówić o większych drapieżnikach. Pojawiały się jednak i takie głosy, że to nie słońce, tylko często źle dobrany sprzęt, łowisko, czy ciśnienie nie pozwalają nam wrócić do domu z tarczą. Prawda jest jednak tylko jedna. Andrzej Tokarski wielokrotny mistrz wędkarski podkreśla. W środku lata są tylko dwie pory dobre do łowienia. Bardzo wczesny ranek albo tuż przez zachodem słońca. To pory typowo wakacyjnie, kiedy nie musimy iść wcześnie do pracy, a możemy pozwolić sobie na dłuższą, wieczorną zasiadkę. Jeden z wędkarzy, którego spotkałem nad wodą opowiedział mi ciekawą historię o jego podejściu do łowienia. W każdym z nas tkwi, choć odrobina historycznej potrzeby polowania. Łowca może być różny. Jeden z aparatem fotograficznym, inny z dubeltówką, choć nie koniecznie strzelający, a jeszcze inny z wędką. Łowcami pozostaniemy nie tylko wtedy, kiedy w siatce będą pluskały ryby. Mogą to być przecież bezkrwawe łowy. Najważniejszy jest spokój, cisza i ucieczka od hałasu przemysłowej i motoryzacyjnej rzeczywistości. Ci, którzy tego nie doceniają szybko zapłacą frycowe, ale wtedy może już być za późno.