I niech mi ktoś nie mówi, że jeśli nie wybieramy się nad Inę czy Regę, aby powalczyć z trociami, to luty jest wędkarsko martwym miesiącem. Niemal wiosenną aurę, bo przecież o łowieniu pod lodem to nawet nie ma co marzyć, miłośnicy kija wykorzystują na łowienie na przykład z gruntu. I to wcale nie jednostkowo.
Jakież było moje zdumienie, kiedy podczas ostatniego weekendu, w sobotę wybrałem się nad Parnicę od strony Bulwaru Gdańskiego. W pierwszej chwili pomyślałem – kij, przy kiju, to pewnie zawody jakiegoś koła. Nic bardziej mylnego. Byli samotnie, ale i w gronie kolegów. Łowili na jedną, albo dwie wędki. Nieliczni także spławikowo, ale większość z gruntu. Dość powiedzieć, że na odcinku niewiele dłuższym niż 200 metrów było ich spokojnie kilkudziesięciu. Najlepsze brania, a potwierdzili mi to wszyscy, z którymi rozmawiałem były o poranku. Tak około ósmej. Spore płocie brały nawet już podczas opadu nie czekając na to, aż przynęta dotrze w zanęcone miejsce. Efekty szybko było można zobaczyć w zanurzonych w wodzie siatkach, a teraz na załączonych zdjęciach. Na haczyki wieszały się też niewielkie leszcze i krąpie. Ja dotarłem tam przed godziną dziesiątą i już tak dobrze nie było. Nikt jednak wędek nie zwijał. Świeciło piękne słońce i nie chciało się wracać do domów. Co ciekawe nie byli to tylko koledzy ze Szczecina. Spotkałem tam na przykład kilku ze Stargardu. Kiedy zapytałem, co tu robią skoro w Inie przepływającej przez ich miasto padają piękne trocie odpowiedzieli, że tu też jest bardzo ciekawe łowisko. To prawda, bo wędkujących nie brakowało też nad pobliskim Kanałem Zielonym, czy po drugiej stronie rzeki już na Wyspie Puckiej.
W ten sposób miłośnicy kija, nie po raz pierwszy pokazali, że bez pobytu nad wodą – w domu bywa po prostu nudno.