To jeszcze dwa dni. Wielu miłośników kija już jest przygotowanych. Zaraz po sylwestrowej nocy z pewnością pojawią się nad pomorskimi rzekami, aby zapolować na tytułową troć. Kiedy sięgnę pamięcią wiele lat wstecz to wyglądało zupełnie inaczej. Wędki szykowałem dopiero ostatniego dnia stycznia i dopiero 1 lutego jechało się nad Regę. Do Trzebiatowa, albo Włodarki. Też nas wówczas nie brakowało. Ciasno było w ogrodach, przy moście w Nowielicach, albo między czerwoną, a białą pompą. Po latach wszystko się zmieniło. Doszły nam inna łowiska, a wśród nich przede wszystkim Ina. Wieloletnie zarybianie przyniosło efekty i można tam trafić naprawdę dorodną rybę. W innych mniejszych dopływach też się zadomowiły, ale w rozmowie z ichtiologiem, dyrektorem Biura Zarządu Okręgu PZW w Szczecinie Rafałem Penderem nazwy nie padły. Pozostawiamy to dociekliwości wędkarzy.
Jedną sprawę postaramy się jednak wyjaśnić. Ostatnie dni w niczym nie przypominały zimy, choć ta kalendarzowa już niewątpliwie przyszła. Jak tu, bowiem mówić o zimowych warunkach, kiedy termometry pokazują kilkanaście stopni powyżej zera. Jeśli wierzyć prognozom, to poranek 1 stycznia będzie już z przymrozkiem. Rafał Pender uspokaja. Ciepło nie przeszkadza. Nie było intensywnych opadów deszczu, i większość ryb nie rozpoczęła jeszcze wędrówki w kierunku morza. Powinny być w naszych pomorskich rzekach nawet do kwietnia. Rozmawiałem też z kilkoma wędkarzami o tej dziwnej pogodzie. Potwierdzili, że nie ma się, czego obawiać. Jak ktoś ma nosa i szczęście, to o kiju do domu nie wróci. Obok szczęścia trzeba jeszcze dobrać odpowiednią przynętę. Jaką? Tutaj najtrudniej jest podpowiedzieć. Każdy ma swoje ulubione. Od gum, przez woblery, a na obrotówkach i blachach kończąc. Tak samo jest z doborem kolorów. Razem z Rafałem, życzymy, więc wszystkim powodzenia i połamcie kije!