Drżyjcie kłusownicy

„Dzień dobry. Społeczna Straż Rybacka Komenda Szczecin. Proszę przygotować dokumenty uprawniające do wędkowania i uprawnienia.” Tak to się wszystko zaczyna, kiedy podpływamy do wędkujących miłośników kija.

Podobnie, jak było to przed tygodniem znów jesteśmy na wodach Okręgu nr 5, na którym gospodaruje Polski Związek Wędkarski w Szczecinie. Na pokład łodzi patrolowej zabrali mnie w podróż strażnicy Jarosław Popczyk, Krzysztof Szczepański i Bohdan Chołod. Wyruszyliśmy z przystani na Pomorzanach i popłynęliśmy w kierunku Dziewoklicza, kanału Obnica i Regalicy. Tam spotykamy pierwszego wędkarza. Krótkie powitanie, sprawdzenie dokumentów i…wszystko jest w najlepszym porządku. Odpływamy w dalszą drogę. Takich kontroli jest teraz już sporo. Wypływamy nawet trzy-cztery razy w tygodniu. Większość ryb nie ma już okresu ochronnego, udostępniona jest dla wędkarzy Cegielinka, jest, więc gdzie pływać. Kolejny z wędkarzy burta w burtę. Niby wszystko w porządku, ale brakuje wpisu do książeczki połowów. To nadal największy problem. Wędkarze tłumaczą się, że zapomnieli długopisu, że dopiero zarzucili wędki i na kilkanaście innych sposobów. Strażnicy upominają, pożyczają nawet długopis. Następnym razem pobłażania nie będzie. Kolejne podpłynięcie, ale tym razem nie do wędkujących, a do zbliżających się z oddali stojących w wodzie sieci. Te też trzeba sprawdzić. Specjalny znaczek, świadczący o zezwoleniu na stawianie siatek mówi nam, że interwencja nie jest potrzebna. Gdyby go nie było musielibyśmy ściągnąć siatki i zawiadomić albo policję, albo Państwową Straż Rybacką. Jeszcze w 2013 ilość poważnych interwencji sięgała trzystu. Przed rokiem było już ich o połowę mniej. Częste kontrole przynoszą skutek. Nawet, kiedy tak jak dziś, posypały się tylko upomnienia.