Sezon na drapieżniki rozpoczęty. Dla wielu miłośników kija to właśnie pierwszy dzień maja jest takim prawdziwym otwarciem. W ruch poszły gumy, woblery, blachy i żywce. Z wędką nad wodą w miniony weekend pojawiłem się i ja. Pierwsza z refleksji i to z pewnością nie tylko moja, bo rozmawiałem z innymi kolegami jest taka, że przyroda się na dobre jeszcze nie obudziła. Niestety dopiero niedziela pokazała piękne oblicze wiosny, ale i tak dwa dni pod rząd o świcie szyby w samochodach były zamarznięte. Zimno, więc i ryby miały mniejszy apetyt. Oczywiście są wśród nas i tacy, którym na rzekach i płytszych jeziorach się poszczęściło. No, ale i ja o kiju do domu nie wróciłem. Nawet jednak, gdybym nie poczuł tej adrenaliny, jaką wszyscy znamy i tak byłbym w pełni szczęśliwy. Dlaczego? Po pierwsze to wypoczynek. Po drugie, to takie okoliczności przyrody widujemy tylko my, wędkarze.
Spójrzcie na zdjęcia. Dzień budzi się do życia, choć jest około zera. Pierwsze promienie słońca wychodzą za drzewami. Mgła jest tak gęsta, że miejscami końca łódki nie widać. Z brzegów wynurzają się „potwory”. Mgła znika nagle, a ja już w blasku słońca widzę dopiero budzącą się do życia podwodną roślinność. Rok temu liście były już nad wodą. Moja sonda pokazuje, że ryby są i to nawet spore. Cóż z tego, kiedy z tym żerowaniem kiepsko. No, ale w końcu jest! Uuuuu! Nie ten rozmiar! Maluch dostał, więc buzi i wrócił do wody. I co? Warto wstać rano dla takich widoków? Już samo to sprawiło mi satysfakcję. Dwa, że nie zawiodłem mojego przyjaciela Andrzeja. Od 15 lat zbieram się, aby na szczupaka zapolować z żywcówką. Niestety, choć byłem przygotowany, spinnig ponownie wziął górę, a robaki trafiły do kosza. Dobrze, że Was koledzy przekonywać nie trzeba. Miło jest, kiedy w siatce coś zatrzepocze, ale przecież nie musi, a nas i tak znów woda przyciągnie!